niedziela, 9 maja 2021

Recenzja #73: Jenny Blackhurst - Tak cię straciłam

 Autor: Jenny Blackhurst
Tytuł: Tak cię straciłam
Wydawnictwo: Albatros
Formal lektury: papierowa


Ufasz mi? - zapytał mężczyzna paląc papierosa.

Przecież wiesz, że tak i zrobię dla Ciebie wszystko - odparł przestraszony chłopak patrząc z przerażonym wzrokiem.

- To pozbądź się dziecka i po sprawie. Nie będziesz miał kłopotów, ja wszystko załatwię. Dopilnuj tylko, aby dziecko zniknęło - powiedział mężczyzna i zdeptał papierosa i odszedł zostawiając kolegę samego.



Emma Cartwight, a raczej Susan Webster wyszła z wiezienia po czterech latach za zabójstwo własnego synka. Jednak pewnego dnia dostaje zdjęcie z opisem "Dylan styczeń 2013". Kobieta zaczęła zastanawiać się czy nie zwariowała oraz czy ktoś specjalnie stara się ją zniszczyć psychicznie, a może ten ktoś dał jej nadzieję, że jej synek jednak żyje? 


Książka, kupiona przeze mnie przypadkiem na wyprzedaży w markecie, opis na okładce zrobił na mnie mocne wrażenie, od razu postanowiłem ją kupić i nie żałuję! 

Spodziewałem się po lekturze mrocznego klimatu, którego dostałem ponad normę. Ogólnie to chyba moja taka pierwsza psychologiczna powieść, w której nie umiałem się odnaleźć, ciągle pojawiały się nowe szczegóły w śledztwie bohaterki i ja myślałem, że już znalazłem podejrzaną osobę, ale ciągle pudłowałem.
Autorka również porusza problem kobiet po urodzeniu dziecka,a dokładnie temat: depresja porodowa, mi jako mężczyźnie pomogła chyba zrozumieć, jak bardzo kobieta może wtedy źle czuć się z dzieckiem i brakiem wsparcia od mężczyzny. To koszmar według mnie co czuje kobieta, w takiej sytuacji.
Wracając do fabuły, problemem dla mnie były wspomnienia, które tak naprawdę niewiele mi pomagały w zrozumieniu co mają wspólnego z morderstwem dziecka. W końcowym rozrachunku autorka starała się ładnie to połączyć z teraźniejszością, ale jakoś moim zdaniem nie trzymało się to dobrze. Według mnie to chyba był minus tej powieści. Kilka dni szukałem innych minusów, ale nie widziałem ich. Sama bohaterka jest przedstawiona raczej realistycznie, jej rozpacz, zwątpienie czy czasem nie zwariowała, ból, strach, nadzieja to wszytko idealnie pasowało mi, w obrazie kobiety, która została sama z własnymi uczuciami, po tym jak mąż odszedł, jak odcięła się od przeszłości, która ją tylko mocniej uderzyła. Jedynie chyba minus, w niej to łatwowierność mężczyźnie, którego nie znała, a zaufała jakby był jej bardzo bliski. Chociaż mega mnie zaskoczyła akcja kim tak naprawdę okazał się facet, który podawał się ciągle za dziennikarza, tak wiem, że bohaterka go tak uznała, a on po prostu to wykorzystał. Bohaterowi poboczni są trochę już zaniedbani, dostajemy tylko cząstkę informacji o nich, niewiele umiem powiedzieć o nich, prócz kim są dla bohaterki i jaki stosunek do nich ma.

Książka chyba póki co jest dla mnie największym zaskoczeniem, w tym roku wśród lektur, które czytałem obecnym roku. Polecam ją bardzo serdecznie, naprawdę akcja ciągle trzyma w napięciu, od początku do samego końca, nie ma przerwy na nudę. Zapnij pas i pędź autostradą przez podróż, którą oferuje pani Blackhurst! Notatka od autorki też zrobiła na mnie wrażenie. Pomysł, aby użyć własnych doświadczeń był chyba strzałem w dziesiątkę, urzekła mnie lektura, chociaż psychologicznie czułem, że coś takiego może przydarzyć się każdej kobiecie, co było przykre. Można rzec takie jest niestety życie ważne, jest aby pomóc kobiecie po porodzie, nie pozwolić, aby została sama!

Ocena 8/10

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Halucynowaa | WS | X X X